Dietetyk większości osób kojarzy się z osobą, która układa drastyczną, niskokaloryczną dietę, a pacjent w tym czasie chodzi nieszczęśliwy i marzy o tym, by tylko coś zjeść. I o ile taka sytuacja oczywiście może się czasem zdarzyć, to wykształcony specjalista zadba o pacjenta w szerszym spektrum. I nie postawi go przed tak drastycznymi wyborami.
Często w swoim gabinecie spotykam się z różnymi argumentami, które niestety nie mają pokrycia w badaniach naukowych. Duża część z nich dotyczy właśnie ryb, a szczególnie tych w puszkach. Postanowiłam więc rozprawić się z najczęstszymi mitami żywieniowymi. Oto kilka z nich:
Nie jem ryb, bo „są toksyczne”! MIT!
Ryby nie są toksyczne. Jak każde mięso mogą zawierać niepożądane dla organizmu składniki, ale wszystko co trafia na nasze stoły, z reguły jest dokładnie przebadane. Jeśli okazałoby się, że np. jakaś ryba zawiera rtęć w ilości przekraczającej dopuszczalne normy, po prostu produkt nie zostałby dopuszczony do sprzedaży.
Ktoś inny powie – co, jeśli chce jeść dużo ryb? Ażeby przekroczyć dopuszczalne, tygodniowe normy np. rtęci, należałoby zjeść naprawdę duuuuużo. W przypadku na przykład szprotek w pomidorach, mówimy o ilości 7.000 gramów czyli o ponad 30 puszkach w ciągu tygodnia! Więcej o temacie ryb i metali ciężkich można przeczytać na stronach Morskiego Instytutu Rybackiego.
Nie jem ryb, bo „są drogie”! Fakt
Niektóre gatunku ryb faktycznie bywają drogie. Tyczy się to np. tuńczyka, łososia czy halibuta. W tej sytuacji tańsza alternatywa to może być ryba w puszce, którą można wykorzystać również do przygotowania obiadu! Ryby w puszce to ryby… gotowane. Są poddawane wysokiej temperaturze i stąd ich tekstura.
Do obiadu można wykorzystać np. tuńczyka w sosie własnym jako element farszu do cukinii czy papryki. Tuńczyk będzie bardzo smacznym i zdrowym zamiennikiem mięsa, które powinniśmy w diecie ograniczać, szczególnie, gdy mówimy o mięsie czerwonym.
Ryby w puszce „mają mało kwasów Omega”? MIT
Ryby, nawet zamknięta w puszce, zachowuje wszystkie swoje właściwości. Jest nadal źródłem pełnowartościowego białka, a często też poprzez koncentrację produktu, zawiera znacznie więcej kwasów Omega 3 niż ryba świeża. By dostarczyć odpowiednią tygodniową dawkę kwasów DHA i EPA musielibyśmy zjeść np. 4 kg świeżego dorsza! Zapewne jest to możliwe np. w Portugalii, gdzie ryba ta jest ogólnie dostępna i tak popularna, że robi się z nią nawet jajecznicę! W Polsce, żeby osiągnąć ten sam cel – wystarczy duża puszka śledzia!
Ryby w puszce są „pełne konserwantów”! MIT
Ryby w puszce najczęściej nie zawierają żadnych konserwantów, bo… nie muszą. Samo puszkowanie produktu jest sposobem na przedłużenie jego przydatności do spożycia (tak jak wekowanie, pasteryzowanie etc.). Ryba po przełożeniu do puszki poddawana jest obróbce w wysokiej temperaturze i szczelnie zamykana. Puszkowania to sposób na odcięcie tlenu od żywności, który jak wiadomo wpływa na czas, w którym produkt może być spożywany. Oczywiście są producenci, którzy będą dodawać różne dodatki do żywności, ale z powodzeniem sami możemy sprawdzić, co kryje się na etykiecie. Można skorzystać np. z aplikacji Skanerka, która dokładnie opisuje każdy składnik produktu. I poinformuje nas, czy gdzieś znajduje się konserwant czy nie.
Przy okazji – należy też pamiętać, że długa lista składników nie zawsze oznacza że mamy do czynienia z „chemicznym” produktem. Producenci mają obowiązek podawania nazwy każdego użytego składnika, wiec jeśli kupujemy np. rybę z zalewie ziołowej to lista składników będzie też listą samej zalewy, a ta może być kulinarnie rozbudowana.
Nie jem ryb w puszce, bo „puszki zawierają Bisfenol A”! I FAKT, i MIT.
W większości obecnie występujących na rynku puszek rybnych Bisfenol A występuje w tak niewielkich ilościach, że nie stanowi zagrożenia dla naszego organizmu. Używa się go do kleju, który scala dwie części puszki (wieczko i miseczkę). Puszka więc nie jest nim pokryta w całości. Co ważne, na rynku są już dostępne puszki bez BPA!
To jeść te ryby z puszki czy nie jeść?
Instytut Żywności i Żywienia przyjął stanowisko, że ryby jeść należy, i to również ryby z puszki. Brak ryb w diecie jest dla naszego organizmu złym scenariuszem, nawet jeśli sama ryba jest produktem budzącym różnorakie dyskusje. Co więcej, ryby – w tym te z puszki – zaliczane są do żywności funkcjonalnej z uwagi na kwasy Omega3. Co oznacza, że naukowo udowodniono ich dobroczynny wpływ na ludzki organizm. Zalet płynących z jedzenia ryb jest znacznie więcej niż ewentualnych wad.
IŻiŻ zaleca spożywanie minimum 2 porcje ryb tygodniowo. Taka ilość ma uchronić nas przed chorobami serca, pomóc w profilaktyce osteoporozy i wpływać na lepsze samopoczucie. Nie od dziś wiadomo, że kwasy Omega 3 dbają o nasz układ nerwowy i chronią m.in. przed depresją.
Jedzmy zatem ryby za zdrowie! Jako dietetyk, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Autor: Monika Sellimi, dietetyk kliniczny
Cofnij